« Powrót do aktualności

Opowieść (po) wigilijna 2021

Opowieść (po) wigilijna 2021

Ból. Teraz to już chyba tylko to czuł. Biegł dalej, o ile to jeszcze można nazwać było biegiem. Bardziej toczeniem się od drzewa do drzewa. Raz po raz ostre gałęzie uderzały go w twarz, tak jakby mało miał jeszcze wrogów. Bał się odwrócić. Słyszał tylko złowrogie wycie i nawoływania za sobą. Przystanął. Oddechu. Siły, więcej. Nie będzie tak stał, nie podda  się. Ruszył dalej były coraz bliżej.
Już nie tylko z tyłu. Złowrogie wycie  zachodziło go z boków.
Każdy oddech rozrywał mu płuca, każda komórka krzyczała „tlenu !!” i pękała boleśnie gdy umęczone płuca nie potrafiły nadążyć  z pracą. Spojrzał za siebie, głębokie ślady jego stóp na śniegu nie wróżyły niczego dobrego
Coś mu jednak kazało przeć naprzód, nie dać się rozerwać goniącej Go tłuszczy.
Strumyk!! Tak to może być to. Nie zastanawiał się dłużej. To była ostania szansa by zmylić pogoń.
Wskoczył. Zimna woda tylko przez chwilę przyniosła otrzeźwienie. Może się uda. Byle dalej, Byle szybciej. Miał jeszcze trochę czasu. Ostre szpilki mrożącej wody przyniosły  wspomnienia. Dlaczego on. Dlaczego tak szybko. Przecież pamięta jakby było wczoraj; huczne powitanie, petardy, sute stoły. Każdy Go głaskał po plecach. Mówił : jak fajny jesteś, jak dobrze że przyszedłeś.
A dziś co ? Z pianą na ustach, gonią Go, jakby to on specjalnie, jakby przyniósł im co złego. A czy to Jego wina ?? A tylko chciał być z nimi. Chciał ?? Za dużo powiedziane. Musiał.
Woda tylko na chwilę przyniosła ukojenie. Ale nie ratunek. Byli  już wszędzie . Gwizdki, głosy jakieś , flesze.  Złowrogie petardy raz co raz wybuchały z różnych stron.
Nie było sensu taplać się w strumyku. Wyskoczył. Pobiegł na przełaj.
W ostatniej chwili zatrzymał się. Zachwiał. Przed nim ziała wielka czarna przepaść.
To koniec.
Wiedział  że już nic nie poradzi. Przestał dyszeć był coraz spokojniejszy. Odwrócił się do wrogów.
Ci zaczęli wpadać na polanę. Pierwsze były Baboniby, całe na czarno, z pianą na ustach niszczące po drodze wszystko co popadnie.  Jego spokój całkowicie je zdeprymował. Zatrzymały się niezdecydowane. Potem wpadły fejsolii, takie głupole, prawnie niegroźne co to pójdą za każdym byle „fan był”. Widział jednak że przy ich masie nie da rady. Nie zdąży ich przekonać…..
Ech tam. Zaśmiał się głośno. Mocno oparł na piętach i przechylił do tyłu….  Spadał. Zastanawiał się czy to jest wolność ? Ten pęd we włosach. Strach, motyle w żołądku, niepewność.
Kiedy nie poczuje nic?  Nie chciał by taki był koniec.  
Widział jeszcze  kilka twarzy fejsolków jak wychylały się nad krawędzią a potem machnęły rękami zniechęcone krzycząc;  szukamy Nowego !
Nie słyszał też  jak któryś z nich  wrzeszczał podnosząc pożółkłą szarfę; mam coś ! mam coś !
Zobaczcie co Stary zgubił !  Rozwinął.  Z  trudem wydukał;
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2020 .

Kur..a !!!, kur..a !!!, kur..wa  !!!waliłem wściekły w kierownice. Koła samochodu buksowały rozrzucając dookoła połyskujący w księżycu piasek.
Wiedziałem że już dalej nie pojadę . Przekleństwa nie pomagają ale przywracają równowagę. Wysiadłem zostawiając kluczyki w stacyjce. Nie przejmowałem się tym w ogóle. Trzasnąłem drzwiami.
Od razu zacząłem biec. Biec to chyba mało powiedziane, pędziłem. Tak jak ON. Tylko mnie było łatwiej. Nikt do mnie nie strzelał, nie gonił. Coś sprawiało że biegłem coraz szybciej. Całym sobą czułem  jego strach, przerażenie i samotność. Słyszałem te wycia. A w żaden sposób nie mogłem mu pomóc.
Tak, wiedziałem ze mogłem być zły tylko na siebie. Jak mogłem do tego dopuścić? Przecież powinienem to przewidzieć.  przewidzieć i nie pozwolić by on tam sam zmagał się z tym wszystkim.
Z poprzednikami bywało różnie;  raz oni chudzi , raz chudy ja ale zawsze odnajdywałem ich wcześniej i spokojnie bawiąc się w berka z tłumem, przeprowadzałem ich na drugą stronę.
Dziś jest inaczej; On i Ja całkowicie zostaliśmy zaskoczeni; fala złości, nienawiści zmiotła wszystko. Miejsce gdzie się spotykaliśmy co roku zdemolowane. Czy Go znajdę, czy zdążę ?   Nie mam wyjścia Muszę.
Nagle jakaś siła zatrzymuje mnie w miejscu. Stoję tak jak ON. Nabieram oddechu, wiem co będzie się działo. On się boi. Ja mam pewność.  
On spada, ja wiem co mam robić. Nie pozwolę na to. Zastygam w bezruchu, cały świat gęstnieje. Drzewa wokół pękają z głośnym hukiem.  Nie mogę dopuścić by mu się coś stało.
Wiem gdzie Go szukać. Oby tylko nic mu się nie stało.

Otworzył oczy. Czy to już ? Nic nie czuł nic. Ani bólu ani huku. Nic. To byłoby tak fajnie ? Nie chciał wierzyć. Poruszył palcami rąk. Działają.
Teraz nogi.  No kurde też,. Nie mógł uwierzyć..
Kątem oka dostrzegł  jakąś sylwetkę podchodzącą do niego.
Jakiś koleś w okularach pochylił się nad nim i wyciągnął rękę..
Odruchowo zasłonił głowę….

Znalazłem Go, odetchnąłem z ulgą. Powoli, bardzo powoli zbliżałem się do niego.  Nie chciałem go przestraszyć. Chciałem mu pomóc wstać . Cały się skulił, ręką zasłaniając głowę.
- Nie bój się. Powiedziałem cofając się krok do tyłu.  - Od dzisiaj będziemy pracować razem

- Razem ? Pracować razem ??  - mówił podnosząc się na kolana.
Jeszcze nie wierzył że może być komuś potrzebny
- Jak to razem ? powiedział . Co będziemy robić razem ? Co taki staruch jak ja może robić z Wami ?
Teraz mogłem zaśmiać się w cały głos, pokazując na skraj polany gdzie w końcu powoli pokazywali się jego liczni poprzednicy.
Ech Roku drogi,  razem pracujemy na DOŚWIADCZENIE,  kolego budujemy  DOŚWIADCZENIE! 
I jesteś tu bardzo Ważny jak każdy z nich. Pokazałem ręką na grupę dziarskich Staruszków. Każdy z Was jest ważny, każdy jest tu potrzebny. Dzięki Nim mogłem uratować  Ciebie. Teraz Ty musisz pracować  dla następnych.
Wstawaj, szarpnąłem  go za ramię.
Energicznie się wyprostował, spojrzał na mnie dziarsko. Walnął mnie w bark  z uśmiechem.
Wiedziałem już że się przyda.


Delikatnie zamknąłem kalendarz 2020 r.  Nie  wyrzucam starych kalendarzy. Lubię  od czasu do czasu otworzyć  któryś z nich , poczytać zapiski. Każdy to na swój sposób zapisana książka, a ja pamiętam te historie.  Każdy telefon niesie za sobą jaką twarz, problem, człowieka, wydarzenie.
Teraz widzę że sprawy które kiedyś przyspieszały bicie serca, powodowały mrowienie na karku, dziś wzbudzają mniejszy lub większy uśmiech. Czasem chichot.  Bo wiem jak je rozwiązać.
Dotykam ręką  Nowego. Pierwszy wpis. Dla WAS
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU !

Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celach statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb klientów. Zmiany ustawień dotyczących plików cookie można dokonać w dowolnej chwili modyfikując ustawienia przeglądarki. Korzystanie z tej strony bez zmian ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

rozumiem